niedziela, 8 stycznia 2012

Zakupowy przewodnik po Edynburgu

Obiecałam kilka ciekawych edynburskich adresów i nie mogę się za to zabrać. Choć pewnie większość czytelników jest w stanie jakoś żyć bez ich znajomości, to ja i tak mam poczucie winy z powodu nie spełnionej obietnicy za każdym razem jak wchodzę na bloggera. Moje sumienie chyba jest zbyt wrażliwe. Obiecuję sobie już nigdy nie obiecywać żadnego posta!

Zaczynam:

Analogue Books na Candlemaker Row: mnóstwo książek i albumów o designie plus możliwość kupienia grafik młodych artystów. Kupiliśmy tam pracę Nigela Peake'a, która czeka na odpowiednią oprawę.



Na przeciwko Analogue Books znajduje się malutki zakurzony antykwariat, do którego udało nam się zajrzeć tylko przez okno, bo w weekendy był akurat zamknięty. Sporo książek, bibelotów ze szkła i porcelany oraz cudowna, nieodżałowana gwiazda morawska ze szkła i stali, która jednak mogłaby nie przejść w bagażu podręcznym przez odprawę  tak ulgowo jak krem do rąk o pojemności, o zgrozo, 75ml.

Black Box Boutique - West Bow 98: piękny sklepik-galeria przede wszystkim z biżuterią. ale również tekstyliami, grafiką i ceramiką. Już pierwsze wrażenie - wystawa - jest  bajkowa, daje przedsmak tego co znajdziecie w środku: piękne unikatowe przedmioty i przemiłą atmosferę pracowni artysty. Artystką, której  prace możecie kojarzyć z anglojęzycznych blogów, a której biżuterię można tu kupić jest Laura Gravestock. Następnym razem chyba wrócę po jeden z jej pierścionków.



Armstrong’s Vintage Emporium - second hand dla miłośników retro dodatków: rękawiczek, kapeluszy i torebek z chyba każdej dekady dwudziestego wieku. Spory jest też wybór bardziej współczesnych swetrów z kaszmiru w przyjaznych dla kieszeni cenach. Klasyczne płaszcze Burberry też nie są rzadkością.

Tuż obok Armstrong's coś dla fanek kaszmiru, które są w stanie wydać nieco więcej: Hawick Cashmere. Ograniczyłam się do podziwiania cudownych kraciastych toreb i poduszek na wystawie. Załóżmy, że nie wchodziłam, bo asortyment jest dla mnie zbyt klasyczny w stylu (czy ktoś w to uwierzył?).

Cały Grassmarket jest pięknym miejscem i wartym dokładnej eksploracji. Taki kawałek Paryża w Edynburgu ;).

Oczywiście wciąż polecam galerię Hanny Zakari, o której wspominałam już tutaj. Biżuteria w kształcie lisków i wybór plakatów, wciąż przyprawiało mnie o popiskiwania odpowiednie bardziej dla sześciolatki w sklepie z lizakami.

Oprócz miejsc zupełnie niezwykłych, jak te opisane powyżej, godne polecenia są także niektóre sieciówki nieobecne na polskim rynku.

Na Princes Street zawsze zaglądam do Waterstones, czyli brytyjskiego odpowiednika naszego Empiku, czy raczej Traffic'a. Dwupiętrowa księgarnia jest obszerna, przytulna i można przyjemnie spędzić tam godzinkę (albo nawet dwie), jeśli akurat złapie nas deszcz. Moim tegorocznym odkryciem rodem z Waterstones są:
  • wydanie zbiorowe powieści Nancy Mitford wyd. Penguin, czyli 992 strony brytyjskiej klasyki -  w Polsce praktycznie nieznanej.

  • Nie wiem jak do tej pory mogłam żyć nie wiedząc o Suicidal Bunnies rysownika Andy'ego Riley'a. To pocieszające, że jest więcej ludzi o nieco chorym poczuciu humoru.

  • notesy Liberty dla Quadrille

Również na Princes Street znajduje się kolejne miejsce moich pielgrzymek: All Saints Spitalfields. Jestem przeciwniczką ubierania się od stóp do głów w rzeczy jednej marki, ale dla nich zrobiłabym wyjątek. Gdyby tylko wydawanie takich pieniędzy na ciuchy nie było wbrew mojej skąpej naturze :). Uwielbiam ich wyrazisty rockowy styl.

W tym roku trafiłam po raz pierwszy do stacjonarnego sklepu Anthropologie i po prostu nie mogłam stamtąd wyjść. Adres: George Street 39-41. Głównie drobiazgi do domu, tekstylia, ale również ubrania, kosmetyki, biżuteria, książki i dodatki. Wszystko w stylu, który określiłabym jako lekko folkowy, wszystko podane w sposób zdradzający przywiązanie do detali.  Błogość.


Po rekomendacjach Anny Marii wybrałam się do znajdującego się na tej samej ulicy: Jigsaw. Piękne klasyczne ubrania bardzo dobrej jakości. Najbardziej urzekł mnie jednak wystrój butiku z żywym ogniem w kominku i hunterami wypełnionymi szyszkami i gałązkami. Od razu miałam ochotę kupić tweedową marynarkę lub sweter w warkocze.
Po inspirację warto zajrzeć też do White Company London. Choć marka słynie przede wszystkim z bielizny pościelowej, ekskluzywnej odzieży domowej, zapachów do mieszkania i tym podobnych, ja nigdzie nie widziałam równie zachwycających ozdób choinkowych :).


Ufff, to chyba wszystko. Będę mogła znów spać spokojnie. Miłego dnia!

4 komentarze:

  1. Świetny przewodnik:-) Ale Nancy Mitford odkryłaś chyba u mnie a nie dopiero w Waterstones?;-) B. lubię te stosunkowo nowe wydania Penguina, i kuszą mnie, choć dostałam Kindle i zrobiłam sobie bana na kupowanie papierowych egzemplarzy;-)
    The White Company też lubię, mam ich tunikę, taką typową dla ich lounge wear (ech, znowu brak odpowiednika w polskim).

    OdpowiedzUsuń
  2. Pokazywałaś to wydanie na blogu i mnie to umknęło? Możliwe, że mam sklerozę :). Na pewno pierwszy był Waterstones, bo widząc tam książkę pomyślałam, że na pewno już ją widziałaś i może o niej napiszesz :).
    Rozważamy zakup Kindle'a, bo czytam dość dużo i szybko, ale na szczęście więcej pożyczam i dostaję niż kupuję, co częściowo rozwiązuje problem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, okładki zbiorowego wydania nie zamieszczałam, masz rację, tylko zdjęcie okładek dwóch jej powieści z okładkami z tej samej serii Penguina:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja przyjaciółka wyjeżdża wkrótce służbowo do Edynburga - pokażę jej Twojego bloga, na pewno się zainspiruje :-) Sama bym się chętnie wybrała.

    OdpowiedzUsuń