Na mojej liście trzy nowe pozycje:
The Bletchley Circle - serial detektywistyczny rozgrywający się we wczesnych latach pięćdziesiątych w Londynie. Cztery kobiety, które zaprzyjaźniły się łamiąc niemieckie szyfry dla brytyjskiego wywiadu podczas drugiej wojny światowej, po raz kolejny łączą swoje siły (i porzucają domowe obowiązki), by odnaleźć sprawcę serii morderstw.
The Bletchley Circle - serial detektywistyczny rozgrywający się we wczesnych latach pięćdziesiątych w Londynie. Cztery kobiety, które zaprzyjaźniły się łamiąc niemieckie szyfry dla brytyjskiego wywiadu podczas drugiej wojny światowej, po raz kolejny łączą swoje siły (i porzucają domowe obowiązki), by odnaleźć sprawcę serii morderstw.
Recenzja na Guardian.co.uk nie jest może entuzjastyczna, ale bardzo liczę, że uda mi się zobaczyć i samej ocenić serię. Temat powrotu do codzienności po wyzwaniach jakie stawiała przed kobietami wojna bardzo mnie interesuje. W poruszający sposób opisała to Sarah Waters w Nocnej Straży, jednej z moich ulubionych książek. Niemożność odnalezienia się w rutynie, rany jakie pozostawiły wojenne doświadczenia, wyobcowanie - z tym zmagają się bohaterowie, a przede wszystkim bohaterki Waters. Liczę, że te wątki pojawią się również w serialu i nie będzie to tylko kolejny kryminał w nowej scenografii, ale powie coś ciekawego o wewnętrznych zmaganiach ludzi po przejściach.
Susan, prowodyrkę śledztwa, gra Anna Maxwell-Martin - znana między innymi właśnie z ekranizacji Nocnej Straży. Moim zdaniem fantastyczna aktorka.
Kolejna pozycja, na którą ostrzę sobie pazurki, to Call the Midwife na podstawie wspomnień Jennifer Worth. Jenny - młoda dziewczyna z dobrego domu zostaje położną w najbiedniejszych dzielnicy Londynu lat pięćdziesiątych. Musi zmierzyć się ze światem skrajnej biedy, slumsów, śmiercią ale też razem ze swoimi podopiecznymi przeżywa ich radości. Recenzenci i widzowie są zgodni w pochwałach: serial jest ponoć ciepły i inteligentny. Liczę, że już niedługo będę miała szansę go zobaczyć.
I w końcu: Parade's End - to może być dynamit. Benedict Cumberbatch - czyli ulubiony Sherlock Holmes (nie do poznania) i Rebecca Hall (dla mnie jej uroda jest po prostu hipnotyzująca). W roli drugoplanowej: Rufus Sewell - mój absolutny faworyt.
Serial oparty jest na klasycznej, jednak nie znanej szeroko powieści Forda Maddox Forda.
"Parade’s End" rozgrywa się od końca ery edwardiańskiej do I wojny światowej. Porównywany jest namiętnie we wszystkich recenzjach do Downton Abbey (co jest zdaje się takim chłytem marketingowym), ma być od niego bardziej ambitny, nieprzesłodzony i z lepiej zarysowaną psychologią postaci.
Oczywiście wypatruję też nowej serii Downton Abbey i przymierzam się do Forbrydelsen. To będzie piękna jesień...
Z przyjemnością zobaczę Parade's End. Nie tylko dlatego, że również jestem fanką urody Rebecki Hall.
OdpowiedzUsuńCall the midwife wart zobaczenia, natomiast Bletchley... nie.
OdpowiedzUsuńAle najlepszy z tych trzech, o mile świetlne, jest Parade's End. Z nowości serialowych polecam też Lilyhammer.
Ewa: ma coś w sobie :).
OdpowiedzUsuńAniu: Szkoda... pomysł wydaje się całkiem ciekawy. Lilyhammer sprawdzam - dziękuję!
Ja Cię kręcę, ale seriale! To mi brzmi jak: nowe uzależnienie! A ja do tej pory żywiłam się tymi najsłynniejszymi.
OdpowiedzUsuń