1) Cotton Ball Lights - uffff, na ich stronie girlandy kupicie za 149 zł. Dobrze, że zmieściłam się w limicie, bo Cotton Balls podobają mi się od dawna i sądzę, że potrafią dodać wnętrzu mnóstwo ciepła i w banalnie prosty sposób je ożywić. Dostępnych jest mnóstwo połączeń kolorystycznych, w tym z kolekcji stworzonej przez jedną z moich ulubionych blogerek: Agę z Pretty Pleasure. Wybór jednej girlandy może nie być łatwy.
http://www.cottonballlights.pl/onze-favorieten.html
2) Ciekawa lampa potrafi odmienić wnętrze. A niedrogi abażur (to słowo ma genialnie "babcine" brzmienie) nie musi być koniecznie z Ikei. Może to być na przykład Orbital od Kafti Design.
http://www.sklep.kafti.com/produkt/71/orbital-w/
3) Rośliny. To jest silny trend ostatnio. Mam nadzieję, że uda mi się wrzucić więcej zdjęć w osobnym poście. Mniejsze egzemplarze można kupić naprawdę tanio choćby w Ikei. Dla ogrodniczych antytalentów niezniszczalny Zamioculcas za mniej niż 30zł, ładnie rośnie i nie trzeba go regularnie go podlewać. Sukulenty pięknie wyglądają w gromadce. Też można kupić je naprawdę niedrogo lub poprosić o odsadzenie kogoś znajomego. Dla bardziej spektakularnego efektu polecam figowca lirolistnego. Myślę, że tu również uda się zmieścić w założonym budżecie.
4) Naturalne materiały. Kwiaty znacznie piękniej będą wyglądały w glinianych doniczkach niż w plastikowych osłonkach. Zróbmy im tę przyjemność. Podobnie deska do krojenia. Radzę przywieźć sobie deskę lub sztućce do sałaty z drewna oliwnego jako pamiątkę z wakacji we Włoszech lub Grecji. Są tam znacznie tańsze niż te, które możemy dostać w Polsce. Powinnam sama częściej słuchać własnych rad, naprawdę ;-).
5) Puszka farby "tablicowej" - ok. 40 złotych, kreda, wolny kawałek ściany i mamy nieograniczone pole dla naszej wyobraźni. Internet pełen jest inspiracji. Wystarczy wrzucić w Google lub w wyszukiwarkę na Pinterest hasło chalkboard wall.
Czy któryś z pomysłów wykorzystałyście już w swoich domach? A może coś Was zainspirowało?
Ciąg dalszy nastąpi...
* A swoja drogą: dlaczego w Polsce nie ma takiego portalu dla kobiet?
Misiu ,girlandy w azji kosztowały ok.20pln!
OdpowiedzUsuńCzy Twoja biznesowa żyłka drgnęła? Powinna! :-)
Usuńgirlandy mam i są cudne, zwłaszcza zimą. zapalam lampki, do tego kocyk i ciepła herbata.
OdpowiedzUsuńa kredową ścianę bardzo chętnie bym przygarnęła, może za jakiś czas :)
Do tego kocyka i herbaty jeszcze dobra książka :-).
UsuńO girlandach myślę od jakiegoś czasu, a farba tablicowa myślę niedługo będzie mieć swoje zastosowanie w jednym z pokoi. Może ona uchroni inne ściany przed mazami :)
OdpowiedzUsuńZawsze warto spróbować ;-).
UsuńJak dla mnie czwóreczka wymiata. Dawno już nie widziałam takich prostych, normalnych doniczek. Naturalny powinien znaczyć normalny, a tak niestety nie jest.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą! Weszłam kiedyś zachęcona wystawą do sklepu Labour & Wait: fenomen :-). Z jednej strony nie mogłam się nie zachwycić jakie to proste, piękne i porządne, ale z drugiej: nie zdziwić: 14 funtów za emaliowaną mydelniczkę identyczną jak ta, którą miała moja babcia. Polecam kontemplację ich sklepu online.
UsuńTakie zwykłe, najzwyklejsze doniczki kupuję w amerykańskich szmateksach za grosze.
OdpowiedzUsuńI też mam ochotę na te girlandy, w tym roku zima będzie dłuuuga.
Właśnie przechodziłam przez tortury znalezienia nowej deski do krojenia. Niby to oczywiste, że powinna być z drewna, ale tutaj nie jest tak łatwo, króluje plastik i bambus.
A wydawałoby się, że to właśnie w Stanach to silny trend. Blogi i wyidealizowane obrazy świata jakie można sobie przez nie wytworzyć...:-) Powodzenia w poszukiwaniach!
UsuńZnaleziona. Zapomniałam dodać, że szukałam takiej, na jaką mnie stać!
UsuńNiestety, te wszystkie fajne trendy (vintage chic, organic, local, sustainable, hand-made itd.) to tylko ułamek. W Stanach rządzi plastik, Walmart, glutaminian sodu i made in China.