piątek, 8 lipca 2011

Komplementy i pytania

Chciałam się podzielić pewnym spostrzeżeniem i podpytać o Wasze doświadczenia, bo spotkałam się niedawno z zaskakującym dla mnie zjawiskiem.
Od początku. Jestem osobą komplementującą. Jeśli coś mi się podoba, to mówię o tym wprost. Zarówno jeśli chodzi o szczególnie twarzową fryzurę, czyjeś poczucie humoru, akcent w języku obcym, jak i nowy ciuch czy dodatek. Rzeczywiście sporo osób nie potrafi przyjąć komplementu i mówi "to stare jak świat", "no co Ty?" itp. Raczej mnie to nie zraża, bo sama często podobnie reaguję. Tylko przez moment stosowałam się do wskazówek poznanej specjalistki od szkoleń i odpowiadałam: "Dziękuję! Prawda? Mnie również bardzo się podoba." Jakoś nie przekonałam się do tego na dłuższą metę, ale zawsze dziękuje. Wydawało mi się kiedyś, że wyrażanie swojego podziwu jest naturalne jak oddychanie, ale chyba tak nie jest. Są osoby, które komplementują obficie (jedne szczerze, inne nie) i takie, które nie robię tego nigdy (chociaż zakładam, że czasem coś im się jednak podoba). Nie wiem z czego to wynika, pewnie jak zwykle z wielu czynników, ale tak już po prostu jest. 
A teraz do rzeczy: ja nie dość, że komplementuję, to także pytam. O fryzjera, który jest autorem tego wyrafinowanego cięcia; jak można się nauczyć pleść francuski warkocz (na youtube!!!) i gdzie koleżanka kupiła tą genialną sukienkę (i tu właśnie jest pies pogrzebany). Nie myślcie proszę, że nic innego mnie nie zajmuje, tylko wyrzucam z siebie komplementy jak karabin maszynowy i dopytuję każdego co, gdzie i za ile. Nie, jestem dość wybredna i nie tak często coś mi się podoba. Jestem nieśmiała, więc nie zaczepiam mało znanych i obcych ludzi. Nie pytam o źródło, jeśli coś jest ładne ale nie w moim stylu. Do tej pory zawsze otrzymywałam odpowiedzi i sądzę, że były to odpowiedzi szczere. A tu nagle cisza. "W takim buticzku...". Hmmm... Podobną odpowiedz dostałam już chyba z trzy razy od dwóch osób z którymi stykam się codziennie. Więcej nie zapytam i chyba już nie skomplementuję, choć miałabym co. Może to obawa przed naśladownictwem? No cóż, pewnie są takie osoby, które kupiłyby identyczną rzecz (ale większość z nich nie skończyło jeszcze gimnazjum). Albo wstyd, że kupuje się w drogich butikach/lumpeksach (niepotrzebne skreślić). Raczej nie o lumpeksy chodzi, bo tego nikt w moim otoczeniu się nie wstydzi, wszyscy kochają "polowania na perełki" i modę vintage. Pytam, bo poszukuję miejsc z ubraniami o wysokiej jakości, w moim stylu, a których cena nie rzuci mnie na kolana. Najpopularniejsze sieciówki, mimo wieloletniej sympatii między nami, trochę mi obrzydły. A czyż nie najlepsze są miejsca sprawdzone i polecone przez osoby o podobnym guście? Tak odkryłam piękne buty Bagatt, Melissy zanim zaczęli nosić je wszyscy, a także kilka innych miejsc i marek.
Przechodzimy do części badawczej: komplementujecie? Pytacie? A może uważacie, że to nietaktowne? Czy zaczepiłyście kiedyś obcą osobę na ulicy, żeby spytać skąd wzięła te jedyne w swoim rodzaju kozaki? Na to ostatnie nigdy się nie poważyłam, a wiele razy żałowałam. A może ktoś Was zaczepił? Czy to było miłe, czy raczej krępujące?



niedziela, 3 lipca 2011

Domestic goddes - prawie

Bardzo przyjemny weekend, choć pogoda, zważywszy, że mamy początek lipca, nie rozpieszcza. Lało prawie cały czas. Na szczęście w planach miałam głównie odpoczynek po ciężkim tygodniu i ewentualnie jakąś domową krzątaninę z gatunku przyjemnych. W sobotę wpadliśmy do Ikea, o ile "wpadnięciem" można nazwać godzinną wyprawę w jedną stronę. Nareszcie mam ramkę idealnie pasującą do zakupionej w sklepie Oh Kavka (polecam!) grafiki, o wdzięcznym tytule Herbatka z Manią. Cieszę oczy i nacieszyć nie mogę! Dopiero teraz stoi w widocznym miejscu, bo wcześniej, bez odpowiedniej ramki, mogłaby się zniszczyć. Mam jeszcze drugą malutką, prezent od autorki, wciąż do oprawienia. Naprawdę, powinnam zapisywać listę zakupów, kiedy szykuję się na wyprawę do Ikei...
Pochwalę się też, że zrobiłam wczoraj doskonały obiad: patlijan boereg z przepisu KaroLiny z Jak bułka z masłem. Uwielbiam styl i zdjęcia Karoliny, a dodatkowo sam sposób przyrządzania jest zawsze opisany tak, że nawet ostatniej kuchennej ofermie nie może się nie udać. Wyszło niesamowicie smaczne, lekkie i orzeźwiające, a przy tym sycące danie. Jedyna uwaga od mojego towarzysza przy stole: za mało mięsa. Hmm, no tak, można nawet powiedzieć, że zupełnie bez. Mięsożercy... Dziś w menu spaghetti i tiramisu - bez zastrzeżeń tym razem. 
Miłego wieczoru, ja wracam do lektury A Clash of Kings, czyli drugiej części Gry o Tron :).