czwartek, 27 października 2011

Te panie podróżują w czasie



Dzieła niemieckiej artystki Dorothee Golz, mieszkającej w Wiedniu. Madonna w niebieskiej bluzce i Perłowy kolczyk. Inne jej kolaże (?) nie robią na mnie już takiego wrażenia, ale tymi dwoma jestem zachwycona. Zawsze wydawało mi się, że kobiety ze starych obrazów mają urodę kompletnie nie przystającą do dzisiejszych kanonów. A jednak bardzo dobrze im w dżinsach. :)
 
http://www.dorothee-golz.com/english/gesamt_engl.html

środa, 19 października 2011

Jesiennych przyjemności ciąg dalszy...

, czyli skrótowa  relacja z najważniejszych wydarzeń minionego weekendu.
Jak zwykle u mnie, z prędkością reportera z czasów dyliżansów pocztowych, relacja z weekendu pojawia się w środę wieczorem. No cóż, taki już mój urok: slow life, niskie ciśnienie tętnicze i ogólnie powoli zapadam w sen zimowy.
W piątek wieczorem dowiedziałam się, że już w tą niedzielę wypada Wielka Warszawska. Zobaczyć wyścigi konne od wieków było moim marzeniem, za sprawą młodzieńczej fascynacji książkami stałej bywalczyni Służewca - Joanny Chmielewskiej, a Wielka Warszawska to nie byle co, więc nie mogłam przepuścić takiej okazji.
Pierwszą przygodą jaka nas spotkała w tym przepięknym słonecznym dniu było to, że uwierzyliśmy niesprawdzonym pogłoskom, że choć gonitwy startują o 11.00, to prezentacja koni zaczyna się już o 10.00. Zważywszy, że rano było koło pięciu stopni Celsjusza, nie byliśmy szczęśliwi, kiedy okazało się, że jesteśmy dobre trzy kwadranse przed momentem kiedy zaczyna się dziać cokolwiek. :) Ale nie ma tego złego. Szliśmy spacerkiem za trójką starszych panów, ewidentnie starych wyjadaczy i podsłuchiwaliśmy anegdoty o graniu koniom na gitarze i  "dawaniu po hamulcach" przez dżokei.
Inną legendą związaną z wyścigami jest szczęście początkującego (uwaga: wyjątkiem są osoby urodzone w kwietniu). Podbudowana tą sekretną wiedzą, z zaufaniem w swoją intuicję przyglądałam się koniom na padoku. Dwójka od razu nam się spodobała. No i piątka, bo była bardzo energiczna. Naprawdę takiego tanecznego kroku nie widziałam u konia chyba nigdy! Bieg do kasy: obstawiłam porządek 2-5 tak starannie, że pani kasjerka od razu się zorientowała, że ma do czynienia z kompletnym ignorantem. Jeszcze jeden rzut oka na padok... i okazało się, że nasza piąteczka nie jest energiczna tylko dzika :). Chyba tylko cudem dżokejowi udało się utrzymać w siodle (i ujść z życiem). No cóż... nasze cudo przybiegło przedostatnie. I nie poratował nas fakt, że dwójka była druga... (A trójka pierwsza, piątka piata. Czy widzicie tu jakiś system?) Moja pierwsza w życiu hazardowa przegrana: 9 złotych. Tak, do odważnych świat należy, graliśmy potrójną stawką :).
Mimo że dzień zakończyłam z bilansem -12 złotych, polecam wszystkim tę rozrywkę. Służewiec to przepiękny zadrzewiony teren z genialną, i na szczęście ocalałą, przedwojenną architekturą, a atmosfera była piknikowa. Dla mnie jako miłośniczki mody vintage dodatkową atrakcją był udział Grupy Rekonstrukcji Historycznych Bluszcz: czyli piękne dziewczyny w kostiumikach z lat '40, z czerwoną szminką i rajstopami ze szwem. Jest coś magnetyzującego w stylu tych czasów.

Pozostałe jesienne rekomendacje z ostatnich dni: orzechówka na rozgrzewkę, druga seria Downton Abbey, po stokroć książka: Służące Kathryn Stockett, nareszcie otwarty sklep internetowy Andy Pop. i ostrożna rekomendacja filmu Daas: dla osób, których w filmach nie zniechęca niedzisiejszy styl, a  doceniają bardzo staranną, malarską stronę wizualną. Poza tym to chyba pierwszy od lat polski film kostiumowy nie nakręcony przez Jerzego Hoffmana :).




Zdjęcia: Ditte Isager

piątek, 7 października 2011

Jak pokazać zapach?

Uwaga, na początek nastąpi wstydliwe wyznanie: lubię reklamy. Nie, oczywiście nie wszystkie! Ale Sony Bravia z piłeczkami i piosenką Jose Gonzaleza wyciska mi łzy z oczu za każdym razem swoją cudownością. No dobra, to klasyk. Mnóstwo osób uwielbia ten spot. Niestety zachwycają mnie też rzeczy znacznie mniej finezyjne, na przykład kotek Whiskas, któremu śnieg spada na łepek. Oczywiście dyskusje o kolejnych odcinkach Serca i Rozumu oraz ich bon moty to właściwie element stale obecny w moim domu. Ale szczególne emocje budzą we mnie reklamy perfum (tak, ich twórcy mogą mnie odhaczyć na liście - cel osiągnięty). Może dlatego, że są rzadkością w polskiej telewizji, a teraz właściwie łatwiej na nie trafić na VOD czy tym podobnych wynalazkach. Myślę jednak, że wynika to z faktu, że to króciutkie filmy z fabułą, klimatem, dopracowane w każdym szczególe, po prostu piękne. Przyznam, że prowadzę osobisty ranking najlepszych reklam branży perfumiarskiej. Ostatnio w czołówce głównie Dior, znacznie wyprzedzając Chanel. Reklama piątki z Nicole Kidman była dla mnie okropna, znacznie bardziej przypadła mi do gustu jej następczyni: Audrey Tautou w filmiku z Orient Ekspresem Jean-Pierre'a Jeunet'a. Podobała mi się Keira Knightley w Coco Mademoiselle Joe Wright'a (duet aktorka + reżyser sprawdzony w Pokucie oraz Dumie i Uprzedzeniu), ale potyczkę z Natalie Portman dla Miss Dior Cherie przegrywa.
Po tym przydługim wstępie zmierzam powoli do zapachu, który stał się inspiracją do stworzenia tego posta.  Hypnotic Poison Diora ma nową piękną ambasadorkę. Moje ostatnie girl crush, o którym chciałam już od jakiegoś czasu napisać: Melanie Laurent. Znana w Polsce przede wszystkim z filmów: Bękarty Wojny i Debiutanci. Według mnie doskonały wybór: piękna, utalentowana, tajemnicza o nietuzinkowym, trochę niebezpiecznym emploi.


Można już zobaczyć film reklamowy. Jego pełna wersja robi większe wrażenie, ale nie udało mi się jej odnaleźć w sieci.


Co sądzicie reklamie i Melanie jako twarzy Hypnotic Poison?

To co zwraca bardzo dużą rolę w reklamach to muzyka. Podobno nawet wspomniana na początku reklama Bravi nie budziła większego zainteresowania grupy focusowej z innym podkładem muzycznym. I tu chyba Dior zdobywa największą przewagę nad innymi: doskonale dobiera odpowiednie tło. Myślę, że piosence zespołu Gossip wiele zawdzięcza też najnowszy klip J'Adore'a. Jest w nim więcej dynamiki, mocy i seksu niż kiedykolwiek. Co prawda pojawiają się też głosy prześmiewców sugerujące, że Dior dał się uwieść modzie na zombie :-). W reklamie występują we własnej osobie nieżyjące od ładnych paru lat (in order of appearance): Grace Kelly, Marlena Dietrich i Marylin Monroe. Wszystko dzięki starym taśmom filmowym, komputerowym sztuczkom i ponoć ponad rocznej pracy specjalistów w tej dziedzinie. Mnie się podoba.


Inne, które lubię: 

Osobiści faworyci?