poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Otagowana: dobre i polskie

Wolę napisać dobre i polskie, niż dobre, bo polskie. To oryginalne hasło nie najlepiej mi się kojarzy. Dla mnie brzmi już prawie jak: dobre chociaż polskie ;). A w dziedzinie kosmetyków zdecydowanie mamy się czym pochwalić! Rodzima produkcja wciąż zachowuje mocną pozycję rynkową, mimo naporu międzynarodowych korporacji z ich kosmicznymi budżetami marketingowymi.
Trzymam kciuki z Inglot, Eris i wszystkich, którzy próbują zawojować nie tylko nasz rynek, ale również zaistnieć za granicą.

A teraz do rzeczy: otagowana przez Julkę, przedstawiam moje typy:

1)  Podobnie jak Julka lawendowy szampon Ziaja :) 

Podoba mi się zapach, opakowanie. Produkt spełnia swoją funkcję bez zarzutu. Włosy są sprężyste, błyszczące i łatwo się rozczesują (choć to raczej dzięki odżywce z keratyną...) Nie oczekuję fajerwerków od szamponu :).

2) Krem na noc: Iwostin Purritin
 
Moja cera to niestety tzw pełen pakiet: mieszana, z niedoskonałościami (zwanymi kiedyś po prostu pryszczami), ale też pierwszymi zmarszczkami. Ten krem sprawił, że zamiast kryjącego fluidu, mogę spokojnie używać tylko sypkiego podkładu. 

3) Maseczka Dermika Satysfakcja

Stosuję rzadko, najczęściej kiedy moje policzki zaczynają przypominać twarz Nel z  "W pustyni i w puszczy" z etapu saharyjskiego powieści. Maska jest rewelacyjna. Zapachem, bogatą konsystencją i w ogóle pod względem doznań zmysłowych dla mnie dorównuje Rose Noire Sisleya. Za skład ręki nie oddam, bo nie chce mi się wyszukiwać w sieci, a i tak się na tym znam. Chemia niestety zawsze była moją piętą achillesową.

4) Maska oczyszczająca Ziaja z glinką szarą

Delikatnie oczyszcza i odświeża skórę. Nie ściąga twarzy tak potwornie jak inne maseczki z glinkami, co dla innych może być minusem, ale mnie akurat odpowiada. Bardzo lubię i często do niej wracam.


5) Kosmetyk, którego używałam dawno temu i przez dość krótki czas, ale bardzo chętnie wróciłabym do niego: różany peeling solny z warstwą oleju marki Stara Mydlarnia.


Są też inne warianty zapachowe, jeśli ktoś akurat nie lubi pachnieć jak zakładowe wczasy w Bułgarii, ale kluczowa jest ta warstwa oleju. Genialnie pielęgnuje skórę. Na pewno kupię jak tylko zaniesie mnie w kierunku przybytku typu mydlarnia i wykończę dwa inne peelingi, które mam. Projekt denko, to dla mnie prawdziwe wyzwanie, ale staram się go realizować. Tylko niech ktoś zabierze ode mnie balsam Pat&Rub!!! Wszystko ok, ale ten zapach Cifa...


Nikogo nie nominuję, bo się wstydzę :), choć chętnie poznałabym Wasze typy. Może odpowiecie w komentarzach? Będzie bardziej niezobowiązująco.

Hazel

P.S. Drodzy i kochani Czytelnicy,  zwracam się z uprzejmą prośbą o Wasze rekomendacje ciekawych miejsc w Londynie. Klasyki, czyli Big Ben, Tate Modern, National Gallery itp mam już "zaliczone", choć pewnie z przyjemnością znowu je odwiedzę. Pytam jednak o Wasze tajemne miejsca, których nie znajdę w przewodnikach. Czy warto na przykład wybrać się w okolice Brick Lane lub na Columbia Road Market? Gdzie zjeść oprócz Nordic Bakery :)? W grę wchodzi raczej opcja ekonomiczna. Pchle targi, ciekawe butiki, najlepsze wystawy w najbliższym czasie?


sobota, 21 kwietnia 2012

A miałam nie pisać o pogodzie...

Mamy wiosnę proszę Państwa! Pachnącą, zieloną, ciepłą i z długimi weekendami - wojażami w perspektywie. Latają motylki, krążą pod Sejmem manifestacje - przyroda się budzi do życia!
No to bach, dwie wiosenne obsesje biżuteryjne:




Rzadko mnie to dopada, bo biżuterii noszę mało, a najchętniej taką, której nie trzeba ściągać do mycia, bo rano już pewnie nie chciałoby mi się jej na  powrót zakładać :). Mój czas między pobudką, a wyjściem z domu jest zaplanowany lepiej niż start promu kosmicznego i nie ma tu czasu na rozterki: a może złote, a może srebrne, a może bransoletka i czy to już nie za dużo grzybów w barszcz... No i potem wałkuję taki bezpieczny zestaw do znudzenia.