środa, 30 października 2013

Kooperacje/kolaboracje

Szykuję kolejny post wnętrzarski, ale potrzebuję choć minimum światła dziennego, aby zrobić w miarę sensowne zdjęcie, co niestety w tygodniu jest właściwie niemożliwe, a ostatni weekend mieliśmy mocno zajęty (Centrum Nauki Kopernik zdobyte!). Tymczasem chciałam zapytać co sądzicie o współpracach projektantów z sieciówami. Czy kupiłyście kiedyś coś z takiej kolekcji? Ja mam ciągle opory, bo po pierwsze podobno w dzień premiery w sklepach mają miejsce sceny dantejskie, a po drugie, choć cena jest zazwyczaj dość jak na sieciówkę wysoka, to jakość pozostaje raczej bez zmian w stosunku do regularnej oferty. Czyli dla mnie bez szału. Jedyny raz zdarzyło mi się dostać koszulkę nocną w paski z kolekcji Sonii Rykiel dla H&M. Zniszczyła się wprawdzie dość szybko, ale przyznam, że po intensywnym użytkowaniu, bo bardzo mi się podobała. Poniekąd stąd też tytuł. Bo czy to nie jest trochę kolaboracja z wrogiem? Akurat pomysły Isabel Marant, która zainspirowała mnie do napisania dzisiejszego posta, są jednymi z najczęściej i najbardziej bezczelnie kopiowanych przez sieciówki. Tylko niestety dla klienta bez dbałości o jakość wykończenia i materiału.
Z szeroko prezentowanej zarówno na blogach jak i w prasie kolekcji Isabel Marant wpadła mi w oko marynarka i płaszczyk. O ile płaszczyk pozostanie w sferze platonicznych zauroczeń, to ta marynarka kusi...
Co o niej sądzicie? Macie swojego faworyta z kolekcji?



Tu Harel pisze o ciekawym projekcie na polskim podwórku: Wałbrzyska Fabryka Porcelany Kristoff  zaprosiła do współpracy Anię Kuczyńską. Dzięki wsparciu Karola Śliwki powstały prawdziwe cuda. Serce i  koło: <3. Kristoff to w ogóle marka, którą warto się zainteresować. Flamingi Magdy Pilaczyńskiej na porcelanie Kristoff śnią mi się od dawna.

A tu już całkiem inna współpraca: mój własny Alber Elbaz :-).









wtorek, 22 października 2013

10 rzeczy poniżej 150 złotych, które dodadzą szyku Twojemu mieszkaniu cz. 2

6) Czerń i biel, szczególnie w wydaniu geometrycznym. Ja poszłabym nawet dalej: chętnie pomalowałbym na czarno ściany, ale to chyba nie ta szerokość geograficzna. I tak brakuje nam światła przez pół roku, więc efekt mógłby być opłakany dla psychiki. Jednak klasyczne połączenie czerni i bieli w postaci tkanin we wzory to około milion punktów do szyku.

Dywan Ullgump - Ikea: 89zł


Niestety syntetyczne włosie, ale w naszym budżecie naprawdę ciężko znaleźć naturalny dywan

Poduszka Lampljung - Ikea: 25,99


7) Flora i fauna krajów północnych. Czyli znowu czerń i biel. Brzoza, wilk, jeleń, sowa. Naturalistycznie lub odrobinę bajkowo. Ale zawsze graficznie. Pierwszy był chyba By Nord, o którym pisałam dawno dawno temu tu, ale teraz ma mnóstwo naśladowców.

H&M home - zasłonka prysznicowa 69,90




H&M home - pościel z cienkiej bawełny 129,90



Kubki Magdy Barcik. Dla kogo szop pracz? Może warto zaopatrzyć się w piękną zastawę? Niekoniecznie od razu bardzo poważną 100 częściową z Rosenthala, ale coś co stworzy miły dla oka komplet, a nie przygnębiającą zbieraninę reklamowych kubków godną przymierającego głodem studenta na pierwszej stancji (tak, zgadza się, to był  fragment autobiograficzno - wspomnieniowy).




8) Po tych czerniach i bielach potrzebuję odrobiny koloru. Wszystkim miłośnikom skandynawskich i minimalistycznych klimatów, malującym z upodobaniem ściany na szaro, wbrew lamentom mam, które twierdzą, że "jak w ruskim szpitalu" ;-), polecam kolor żółty. Nawet jeśli na co dzień go nie lubicie (nie mam chyba żadnego żółtego ciucha), spróbujcie. Połączenie jest wspaniałe. Zobaczcie na zdjęciu, dla odmiany modowym.



Efekt osiągniemy na przykład dzięki aksamitnej poduszce ze sklepu Secret Life of Things, lub żółtemu CablePower.



9) Miedź. Blask w tym ciepłym odcieniu już jakiś czas temu zostawił w tyle opatrzone złoto i srebro. Mniej tu klimatu glamour, za to więcej pożądanego ostatnio retro. Jestem zakochana w lampach Toma Dixona, które chyba są sztandarowym przykładem dla tego trendu, ale trzymajmy się naszych założeń. I znów z godnym zastępstwem Dixonowskich kul może być bardzo ciężko w przedziale do 150 złotych, ale za to z drobnymi dekoracjami nie powinno być problemu.

H&M Home           



Kapibara.com.pl

 10) Indywidualność. W sumie od tego powinnam zacząć, ale niech będzie na deser. Pewnie dla każdego, kto choć trochę interesuje się wystrojem wnętrz będzie to oczywistość, ale czasem oferta sklepów (szczególnie jednego) jest tak kusząca, że niepostrzeżenie nasze mieszkanie może przeobrazić się w kopię tego z katalogu. A przecież nie o to chodzi. Dom tak jak strój powinien wyrażać naszą osobowość, abyśmy czuli się w nim dobrze i swobodnie. Nawet jeśli jest nam wygodnie kupić wszystko w Ikea, postarajmy się, aby znalazło się miejsce na pamiątki z podróży, kolekcje, rodzinne zdjęcia, znaleziska z pchlego targu czy dzieła sztuki. Cieszmy swoje oczy i zaintrygujmy trochę naszych gości.

czwartek, 17 października 2013

Trochę pozytywnej energii na koniec tygodnia

Szybko zleciało :-). Pewnie dlatego, że wydarzyło się sporo miłych rzeczy w tym tygodniu: dzisiejszy hummus z rozmarynem i chrzanem w Bejrucie, pierwszy odcinek Mostu na Sundem (wciąga!), prezenty, poprawiający humor Alexander McCall Smith tym razem z książkową serią The Corduroy Mansions, tajemnicza przesyłka (pokażę wkrótce), a przede mną weekend na wsi.

Żeby podzielić się tą energią przesyłam moje ulubione nakręcacze:










niedziela, 13 października 2013

10 rzeczy które dodadzą szyku Twojemu mieszkaniu (za mniej niż 150 złotych) cz. 1

Zainspirowane postem na Rafinery29: 50 Rad Home Buys under $100.*


1) Cotton Ball Lights - uffff, na ich stronie girlandy kupicie za 149 zł. Dobrze, że zmieściłam się w limicie, bo Cotton Balls podobają mi się od dawna i sądzę, że potrafią dodać wnętrzu mnóstwo ciepła i w banalnie prosty sposób je ożywić. Dostępnych jest mnóstwo połączeń kolorystycznych, w tym z kolekcji stworzonej przez jedną z moich ulubionych blogerek: Agę z Pretty Pleasure. Wybór jednej girlandy może nie być łatwy.


 http://www.cottonballlights.pl/onze-favorieten.html

2) Ciekawa lampa potrafi odmienić wnętrze. A niedrogi abażur (to słowo ma genialnie "babcine" brzmienie) nie musi być koniecznie z Ikei. Może to być na przykład Orbital od Kafti Design.


http://www.sklep.kafti.com/produkt/71/orbital-w/

3) Rośliny. To jest silny trend ostatnio. Mam nadzieję, że uda mi się wrzucić więcej zdjęć w osobnym poście. Mniejsze egzemplarze można kupić naprawdę tanio choćby w Ikei. Dla ogrodniczych antytalentów niezniszczalny Zamioculcas za mniej niż 30zł, ładnie rośnie i nie trzeba go regularnie go podlewać. Sukulenty pięknie wyglądają w gromadce. Też można kupić je naprawdę niedrogo lub poprosić o odsadzenie kogoś znajomego. Dla bardziej spektakularnego efektu polecam figowca lirolistnego. Myślę, że tu również uda się zmieścić w założonym budżecie.




4) Naturalne materiały. Kwiaty znacznie piękniej będą wyglądały w glinianych doniczkach niż w plastikowych osłonkach. Zróbmy im tę przyjemność. Podobnie deska do krojenia. Radzę przywieźć sobie deskę lub sztućce do sałaty z drewna oliwnego jako pamiątkę z wakacji we Włoszech lub Grecji. Są tam znacznie tańsze niż te, które możemy dostać w Polsce. Powinnam sama częściej słuchać własnych rad, naprawdę ;-).



5) Puszka farby "tablicowej" - ok. 40 złotych, kreda, wolny kawałek ściany i mamy nieograniczone pole dla naszej wyobraźni. Internet pełen jest inspiracji. Wystarczy wrzucić w Google lub w wyszukiwarkę na Pinterest hasło chalkboard wall.



Czy któryś z pomysłów wykorzystałyście już w swoich domach? A może coś Was zainspirowało?

Ciąg dalszy nastąpi...

* A swoja drogą: dlaczego w Polsce nie ma takiego portalu dla kobiet?

sobota, 5 października 2013

Kilka adresów w Barcelonie

Mój brak aktywności blogowej we wrześniu wiązał się nie tylko z obrzydzeniem w stosunku do poprzedniego banera o czym już wspominałam, ale także z moimi wakacjami :-). Wakacjami bez internetów, co z jednaj strony było przyjemne, a z drugiej przez tę wymuszona abstynencję, przegapiłam fakt, że jedna z moich ulubionych kobiet jest w tym samym mieście co ja, w tym samym czasie co ja... Nie dość, że na co dzień dzieli nas ponad 300 km, to w czasie wakacji, musiałyśmy się magicznie rozmijać na wąskich uliczkach Barcelony - złośliwość losu.
Od razu zaznaczam, że nie zobaczyłam nawet 10% tego, co zobaczyć w Barcy warto. Ale te pełne 5 dni wystarczyło, by trochę poznać miasto, w przeciwieństwie do moich dwóch dotychczasowych wizyt: jednodniowych wycieczek podczas wczasów na Costa Brava. To były typowo miejskie wakacje, nastawione na włóczenie się i wchłanianie atmosfery. Oczywiście było kręcenie się po Dzielnicy Gotyckiej, Sagrada Familia, park Güell, spacer po la Rambla, La Manzana de la Discordia, czyli pozycje obowiązkowe. Jeśli chodzi o program dowolny to zajrzeliśmy do właściwie każdej dzielnicy. Taki właśnie system zdecydowanie rekomenduje.
Po tym przydługim wstępie chciałam Wam polecić kila miejsc, na które trafiliśmy i spodobały nam się. Najbardziej w miejskich wędrówkach najbardziej lubię znajdować klimatyczne zakątki z miłymi knajpkami, butikami, w których zazwyczaj robię głównie window shopping, pracownie rzemieślników i pachnące piekarnie. To właśnie tego typu miejsca.

 Carrier Argenteria, czyli bardzo przyjemna uliczka, gdzie można się napić doskonałej kawy w maleńkiej kawiarni połączonej ze sklepem z kawą: Cafes El Magnifico. Prawie na przeciw jest utrzymany w podobnym koncepcie sklepik z herbatą Sans & Sans Fine Tea Merchants. W pobliżu jest też jeden z wielu w mieście butików marki Desigual, sklep Nature, w którym można znaleźć ubrania i rozmaite akcesoria w stylu eko, a także wiele innych ciekawych małych sklepów.
Warto też zagłębić się w uliczki odbijające od La Rambla w okolicy Carrefoura. Sympatyczne kawiarnie, małe butiki i sklepy z pięknymi skórzanymi butami.

Polecam zajrzeć do Vincon na Passeig de Gràcia 96 - to największy w Barcelonie sklep z designerskim wszystkim  :-) od kalendarzy, breloczków po lampy i meble.
http://www.vincon.com/en/

Passeig de Gràcia to w ogóle adres obowiązkowy dla wszystkich zakupoholików. Znajdziecie w jego okolicy wiele marek nieobecnych w Polsce, które kuszą, że hej, ale niestety to przyjemności dla osób z nieco zasobniejszym portfelem: Zadig&Voltaire, Uterque, Sandro, & Other Stories.

Jeśli chodzi o "nie-sieciówki" polecam dwa miejsca, nieco oddalone od handlowych mekk:

 Butik Le Fortune na Avinyó 42. Ciekawe ubrania, biżuteria i buty. Trochę dla mnie zbyt hipsterskie. Ale okulary i biżuteria z surowymi kamieniami bardzo mi się podobała.
https://www.facebook.com/pages/Le-Fortune/231035500405

Coquette Store, a właściwie stores, bo są to trzy butki. Marki bardziej luksusowe: A.P.C., Humanoid,  Vanessa Bruno Athe itd. Sam wystrój butiku przyprawił mnie o dreszcz zachwytu :-) (rym niezamierzony).
https://www.facebook.com/pages/Coquette-Store/163458367015916 Naprawdę przepiękne rzeczy.

Miło było również przejść się po dzielnicy Gràcia (pominąwszy straszliwy ból nóg po całym dniu spacerowania :-)). Można o nią zahaczyć na przykład wracając z obowiązkowej wycieczki do parku Güell. Polecam szczególnie okolice Carrer d'Astúries.

Mam nadzieję, że jeśli będziecie kiedyś w Barcelonie przydadzą się Wam te adresy. Jeśli planujecie wyjazd i macie jakieś pytania, piszcie, spróbuję pomóc.











wtorek, 1 października 2013

Portrety przodków niekoniecznie własnych

Czy uważacie, że realistyczne portrety pasują tylko do salonu statecznych państwa, właścicieli gdańskiej szafy i samowara? Spójrzcie na to:


  

Ja jestem zakochana w takich wnętrzach. Eklektyczne, z meblami z różnych dziesięcioleci, z prawdziwym drewnem i kolorowymi elementami. 
Warto przyjrzeć się na ile różnych sposobów można wyeksponować obrazy. Pojedynczo, zgrupowanie lub oparte o ścianę na podłodze. To szczególnie dobre rozwiązanie dla osób, które wynajmują mieszkanie lub nie posiadają wiertarki :-). Na którymś z amerykańskich blogów o wnętrzach znalazłam też jedną bardzo prostą, ale chyba trafną radę: pojedynczy obraz zawsze należy zawiesić nad czymś: nad kanapą, stolikiem, krzesłem itd, nigdy nad niezagospodarowaną podłogą. Dodatkowo ta podstawa powinna być szersza niż obraz. Nie chodzi tu o feng shui, a wyłącznie o estetykę. U mnie intuicyjnie obrazy są zawieszone zgodnie z tą regułą i wydaje mi się, że bez mebla pod, nasze grafiki wyglądałyby jakoś przypadkowo.



I w kuchni:
I w łazience:


Co sądzicie? Portrety na tak, czy na nie?