piątek, 15 stycznia 2010

Odrobina księżniczki we mnie



W sobotę rano, kiedy nigdzie nie muszę się śpieszyć, a czasami mogę nawet liczyć na świeże bułeczki podane do łóżka (no, prawie...), odzywa się "księżniczkowa" strona mojej natury. Bliscy i znajomi mogą złośliwie utrzymywać, że nie tylko w sobotę, bo "księżniczkowatość" stanowi 80% mojej osobowości, ale to nieprawda, wystarczy posłuchać jakimi słowy zwracam się do swojego komputera w pracy :). Wracając do tematu ... choć zazwyczaj bliższy jest mi minimalizm z folkowymi elementami w stylu skandynawskim, to w sobotnie poranki budzi się tęsknota za paryskim szykiem w wersji mniej artystycznej, a bardziej luksusowej. Jakby to było chrupać przepiękne macarons z Laduree machając radośnie nogami odzianymi w satynowe baleriny Lanvin? Sama czcionka jakiej używa marka Laduree sprawia, że w mojej głowie pojawiają się wizję wnętrza pełnego złota, srebra, kryształowych żyrandoli i małych niebieskich kokardek. Naprawdę nie wiem skąd mi się to wzięło, bo "Marii Antoniny" Sofii Coppoli nie widziałam. Ale wzorem królowej idę teraz zajadać ciastka na śniadanie. Miłego weekendu!






3 komentarze:

  1. poweim tak- przereklamowane.na prawde nie sa tak dobre jak ladne:-) ale takie wnetrze to moje ciche marzenie chociaz sama wiesz,ze minimalizm tez we wnetrzach bardzo lubie.odsobowosc dwubiegunowa prawie

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam :)
    przemawiając do swojego komputera w pracy chyba każdy tarci "księżniczkowatość", "książęcość" też... w ogóle całą kulturę chyba ;p
    Inaczej jest z komputerem prywatnym :) przynajmniej w moim przypadku...
    A wnętrza piękne... oj piękne... Będę u Ciebie szukała inspiracji, bo czeka mnie na meblowanie w przyszłości... :)

    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Choć lubię makaroniki Laduree, najlepsze można zjeść w restauracjo-herbaciarni Yauatcha w londyńskim Soho. Polecam!

    OdpowiedzUsuń