sobota, 7 maja 2011

Garderoba idealna i dress code

W ramach pracy nad sobą i zainspirowana ideami minimalizmu postanowiłam jakiś czas temu zrewolucjonizować swoją garderobę. Ma być mniej, za to lepszej jakości, wyłącznie to w czym czuję się dobrze i wyglądam świetnie. Wtedy czułabym się lepiej i finalnie mniej czasu traciłabym na rozważania o swoim wyglądzie. Niestety jak na razie wynik rozgrywki: minimalizm vs. chaos 0:1. Ciągle staję przed niedomykającą się szafą z rozpaczą w sercu i "nie mam się w co ubrać" na ustach. A pozbyłam się już całkiem znaczącej liczby ciuchów. Pozostaje mi jeszcze raz przeczytać stosowne rozdziały "Sztuki prostoty" i po raz kolejny wziąć się za surową selekcję, określić czego naprawdę potrzebuję i dyscyplinować, jeśli chodzi o zakupy pod wpływem impulsu. Macie jakieś swoje sprawdzone sposoby na garderobę idealną?

Zimą 90% czasu spędziłam w ulubionych dżinsach, ponieważ w pracy nie obowiązywał mnie żaden dress code, poza podstawowymi zasadami przyzwoitości. Teraz to się zmieni. Trochę na to narzekam, bo w zły dzień dżinsy okazują się często ratunkiem, ale może wyjdzie mi to na dobre? Przyda mi się mały powrót do świata kobiecości. 

Na szczęście bardzo restrykcyjne zasady co do ubioru odchodzą chyba w przeszłość. Kiedy czytałam zasady obowiązujące w jednej z korporacji doradczo-finansowych z lat '90 włos jeżył mi się na głowie. Określono nawet dopuszczalne kolory parasola w podróży służbowej, żadnej biżuterii poza obrączką i zegarkiem. Zgroza.  A z drugiej strony czasami trudno mi się zmusić do traktowania poważnie firmy, którą na spotkaniu biznesowym reprezentuje Pani z dekoltem obnażającym bieliznę, w mini i z brokatem na paznokciach. Jak powiedziała wczoraj moja koleżanka z pracy: "Szefie, mnie było trudno się skupić, a co dopiero facetowi!"  Może na tym polega ich  strategia negocjacyjna?
Jestem ciekawa czy u Was w pracy też obowiązuje szlaban na dżinsy? Nieco to bez sensu, bo można założyć ciemne proste dżinsy do bluzki koszulowej i wyglądać bardzo profesjonalnie. Jeszcze bardziej bez sensu był dress code w mojej poprzedniej firmie, gdzie kontakt z klientem odbywał się prawie wyłącznie przez telefon i maila. Kiedyś na szkoleniu trenerka z zewnętrznej firmy spytała o to. Koleżanka odpowiedziała jej z niewinnym uśmiechem: "No jak to? A gdyby zadzwonił jakiś szczególnie ważny klient, a ja byłabym w dżinsach?"



P.S. W ramach uzupełniania szafy o ubrania spełniające wymogi dress code'u, poszukuję tej spódnicy w warszawskich Zarach, rozmiar L. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...

5 komentarzy:

  1. Swietna ta spódnica, ten kolor bardzo na czasie.
    Ponieważ od pewnego czasu też wcielam w życie hasło "kupuj mniej, płać więcej", muszę powiedzieć, że minimalizm zaczyna u mnie wygrywać, z prostej przyczyny - po zakupie jednej drogiej rzeczy nie mam już pieniędzy na taniznę;-) W ciągu ostatnich miesięcy kupiłam dwie naprawdę dla mnie drogie rzeczy, i tym samym nie stać mnie na więcej;-) Ale radość z obu jest duża, i już wiem, że będą w mojej szafie co najmniej kilka lat.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Sztuki prostoty" i " Sztuka umiaru" - to moje dwie najlepsze książki.
    Moja szafa też prosi o duuuuuże zmiany.
    Pozdrawiam- raz jeszcze!
    Fajny tekst!

    OdpowiedzUsuń
  3. googlam za książką, bo tytuł mnie zaintrygował!

    w żadnej pracy nie miałam nigdy narzuconego dress code, chociaż w ostatniej jakoś nieformalnie się utarło, że w piątek jest się bardziej na luzie. a że w sumie na co dzień było na luzie, to piątek był wręcz sportowy - co nawet pasowało do profilu firmy, bo zakłady sportowe to były. ja dodatkowo zeszmaciłam się pracując w dziale, gdzie co i raz miałam wycieczki do magazynu, pakowanie przesyłek i albo jazdę po mieście i wizytacje punktów (marketing to się nazywa :P), więc doszło do tego, że spódnicę i obcasy zakładałam tylko w (nieczęstych) przypadkach wizyt u kontrahentów, i to tylko tych, których my chcieliśmy na coś naciągnąć ;)
    za to bardzo restrykcyjny dress code zaliczyłam... w liceum... przez 4 lata żałowałam, że nie mamy po prostu mundurków, bo zaoszczędziłabym sporo na ciuchach, które mi się nie podobały, ale były odpowiednie do szkoły. serio, do dziś mam dość grubą książeczkę, która szczegółowo opisuje dopuszczalną długość spódnicy, minimalną grubość ramiączek w bluzkach bez rękawów oraz zawiera bardzo długą listę rzeczy w stroju niedopuszczalnych, jak na przykład odkryte pięty/palce w butach. dodam, że szkoła na Florydzie, więc pokusa odkrytego obuwia, krótkich kiecek i lekkich topów była wielka... skończyło się na tym, że więksszość liceum przechodziłam w trampkach, jeansach i za dużych t-shirtach (bo każda bluzka musiała być wkasana w spodnie), a w samochodzie miałam zestaw "normalnych" ubrań, w które przebierałam się zaraz po szkole...
    ale tak, wierzę w sumie w słuszność niektórych zasad dress code, nie można bezgranicznie ufać w to, że ludzie sami będą wiedzieć, co jest stosowne w danej sytuacji. Może dla kilku osób z gustem i taktem będzie to krzywdzące, ale w ogólnym rozrachunku, dla firmy, wyjdzie na plus. bo nawet w tej mojej firmie się zdarzało, że ja, zeszmacona i wyluzowana (ale nadal "grzeczna") stałam osłupiała na widok koleżanki, która ewidentnie zapomniała rano założyć spodni (ta przydługa bluzka nie może być sukienką!!), albo obrzydzona widokiem obrzydliwości paznokciowych u kolegi, który w ciepły dzień postawił na wygodę i przyczłapał w sandałach - w sumie niby szacun, że bez skarpetek, ale jednak... :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie ta książka tez początkowo miała być przełomem ale niestety z moją skłonnościa do chomikowania na poradach się skonczyło;/ dress codu nie mam ale tak jak Kasia uważam że to się czasem przydaje bo tez musze latem oglądac japonki, szorty( i to nie w wersji mozliwie eleganckiej tylko jeansowe postrzepione) koszule w krate obnazające fragment włochatego torsu oraz inne polskie letnie wspaniałości. Sama mam problem z niemożnością wyjścia z codziennego 'mundurku' spódnica ołówkowa+ tiszert + szpilki, dorobiłam sie całkiem pokaźnej kolekcji w roznych wariantach kolorystycznych- w weekendy moja mama patrzy na mnie ja na wariatke jak tak uszykowana wybieram sie na zakupy do marketów budowlanych;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jako że pracuję za biurkiem, a z klientem "widuję się" głównie wirtualnie, mogę na siebie założyć co tylko zechcę (rzecz jasna w granicach dobrego smaku). Chyba że klient zechce nas odwiedzić - wtedy przywdziewamy bardziej eleganckie kreacje. Wpychanie pracowników w garsonki i garnitury bez wyraźnej potrzeby i żadnego uzasadnienia uważam za pozbawione sensu.

    OdpowiedzUsuń