środa, 5 lutego 2014

Co najbardziej w życiu przeszkadza

Na mojej absolutnie subiektywnej liście życiowych kłód na miejscu pierwszym: brak pewności siebie, na drugim: co za niespodzianka - brak pewności siebie i  na trzecim, żeby dodać trochę urozmaicenia: brak pewności siebie.

Strasznie mnie denerwuje przede wszystkim to, że pozwalam sama sobie, rzadziej innym, wmówić sobie, że coś mi się nie udało, bo nie jestem dość dobra. Zawsze szukam winy w sobie. Choćby mądre, sprawiedliwe osoby wokół mnie (przynajmniej dwie to przeczytają: dziękuję, bez Was byłoby jeszcze gorzej :-)) powtarzały mi sto razy, że jest inaczej. To jest chyba najgorsza sprawa: autocenzura, nie wyrażanie swojego zdania, bo wydaje się głupie, nie sięganie po to na co ma się ochotę, bo przecież się na to nie zasługuję, zawsze szukanie winy w sobie, pozwalanie, by ktoś swoim głupim gadaniem nas dołował. Nie będę się już rozwodzić nad faktem, że takie podejście stanowczo zmniejsza nasze szanse na zawodowe fajerwerki, bo niestety przynajmniej w korpo, często decyduje nie skuteczność, a widoczność. No ale jak się nie widzi w sobie żadnych określonych talentów*, to co pozostaje? Tylko korpo ;-). Osobom bez wiary we własne siły ciężej też będzie prowadzić własny biznes. Chyba, że to właśnie pozwoli rozwinąć skrzydła, jak sądzicie?

Ktoś jeszcze ma taki problem, czy wszyscy oprócz mnie znają swoją wartość i nie dają sobie w kaszę dmuchać? Myślałam, że z tego się wyrasta, ale jak widać nie. Zajadanie czekoladą też nie pomaga - sprawdzone empirycznie. Czy znacie zatem jakieś skuteczne sposoby na walkę z tą przypadłością? Naprawdę afirmacja jakoś mi nie podchodzi. To jedna z tych rzeczy, których nie próbowałam, ale podziękuję. Coś jak płucka.  Ktoś z Was próbował (afirmacji, nie podrobów)? Czy da się przeprowadzić "projekt pewność siebie", tak jak ludzie prowadzą "projekt szczęście"?

*Pomarzę sobie jeszcze trochę, że kiedyś uda się zrobić światową karierę bazując na talencie do wyszukiwania ładnych obrazków w internecie ;-).

7 komentarzy:

  1. Oj, znam to. Mnie trochę pomogła przymusowa zmiana otoczenia- przez ostatnie 5 lat w pracy byłam otoczona ludźmi bardziej doświadczonymi, często mądrzejszymi od siebie którzy niestety wykorzystywali swoją pozycję do ciągłego sprowadzania mnie do parteru. Nawet jak wydawało mi się że coś wiem natychmiast byłam wyprowadzana z błędu i to z reguły w dość nieprzyjemny sposób. A potem przyszło Nowe i Nowi Ludzie. W większości kompletni kretyni i to nie tacy o jakich się mówi gdy ktoś nas wkurzy. Nie, to cała zgraja odpowiedników wzorca metra z Sevres dla idiotów. W takim towarzystwie każdy kto dysponuję zdrowym rozsądkiem może poczuć się jak geniusz. Nie jest to może idealny sposób na zwiększenie poczucia własnej wartości bo siłą rzeczy obraz jest trochę zafałszowany, ale widzę że przestałam się bać swoich pomysłów i podejmowania decyzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę dopisać: co nie oznacza że moją receptą jest wymiana znajomych na kretynów;-) chodzi o drobną korektę sposobu myślenia, a raczej postrzegania innych- nie pozwalasz sobie na coś bo wydaje ci się że ktoś to źle oceni - dlaczego jego ocena ma byc ważniejsza od Twojej? Ograniczam to oczywiście do tych którzy Cie blokują z niewyjaśnionych przyczyn.

      Usuń
    2. Masz rację, ale analizując moje reakcje na Twoją odpowiedź stwierdzam, że mam naprawdę głęboko wdrukowane przeświadczenie, że to na pewno inni mają rację, nie ja.

      Usuń
  2. Ja tak mam i raczej się nie zmienię, ma to w zasadzie również dobre strony nieustanne patrzenie samokrytycznie popycha mnie do ciągłej pracy nad sobą i w konsekwencji prowadzi do rozwoju osobistego. Z drugiej strony czy kariera w korporacji to coś o co warto zabiegać, przede wszystkim nikt kto jest zdolny i nietuzinkowy nigdy jej nie zrobi; po drugie korporacja nie awansuje bo kogoś ceni ale po to by tą osobę maksymalnie wykorzystać i wypluć, moim zdaniem nie warto.

    W zasadzie gorsze niż brak pewności siebie w pracy jest ten sam problem w relacji z ludźmi. Mnie wystarczy, że raz czy dwa ktoś kopnął mnie w przysłowiową dupę i zostaje mi to na całe życie, nie potrafię zapomnieć wciąć wracam i analizuje co zatruwa mi życie, gdybym wierzyła w siebie odpuściłabym, żyła dalej i bez stresu wchodziła w nowe relacje a ja niestety umartwiam się jak pierwsza naiwna.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, w tej sferze, która jest ważniejsza, w życiu prywatnym brak pewności siebie bywa bardzo dokuczliwy. Mnie też zdarza się umartwiać. Staram się lepiej przyglądać ludziom, a nie na fali pierwszego zachwytu znajomością idealizować. Ludzie których lubimy, czy kochamy tez mają wady i trzeba to akceptować, ale od tych toksycznych, którzy podkopują naszą wiarę w siebie warto się zdystansować.
      Jeśli chodzi o korpo: pracuję od kilku ładnych lat i nie jestem aż tak krytyczna. Zdarza się, że robią karierę świetne, nietuzinkowe osoby - znam je osobiście. A czy warto zabiegać o karierę w korpo? Warto zabiegać o własny rozwój, o dobre zarobki, które zapewnią bezpieczeństwo i możliwości realizowania marzeń, pasji itd. Jeśli praca w korpo to umożliwia i nie jest się pierwszym naiwnym, (bo to jasne, że celem nadrzędnym korpo jest maksymalizacja zysku, a nie dobro pracownika), to nie ma w niej nic złego.
      Dzięki za komentarz i też pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ja już w ogóle nie mam pewności siebie. Dokumentnie przyklepał to niezdany egzamin na aplikację. Takie moje 'być albo nie być'. Pomysłu na siebie nie mam. Na biznes tym bardziej. Chciałam iść wyuczoną drogą. Ale się nie udało. Widzę przed sobą ciemność. Przeraża mnie już w tej chwili wszystko.. Mogłabym dużo pisać, ale wychodzi na to, że op®ocz barku pewnośći siebie jestem dodatkowo żałosna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteś! To trudny egzamin... Ciężko mi radzić w kwestii kariery jak widać powyżej, ale nie można się załamywać. Trzeba próbować i szukać tego co najlepsze dla Ciebie. Trzymam za Ciebie kciuki Beti!

      Usuń