poniedziałek, 31 stycznia 2011

Fashion victim na odwyku

Droga do perfekcji najeżona jest przeszkodami. Postawiłam sobie szlachetny cel: nie będę marnować pieniędzy na kolejne ciuchy, w których później nie chodzę. Pozbędę się wszystkiego co zalega w szafach i czego nie nosiłam dłużej niż rok (a przy porządkach trafiły się rzeczy nie założone ani razu, albo najwyżej raz). Będę kupować tylko to, co pasuje do innych moich ubrań, w czym wyglądam rewelacyjnie (nie ok, nie obleci - REWELACYJNIE!). Oczywiście dzięki temu, że nie będę wydawać na tony byle jakich szmat, będę mogła sobie pozwolić na coś z wyższej półki: kaszmirowe sweterki, dzianinę z domieszką jedwabiu i niech zginie poliester. I co? Pojechałam w sobotę rano do Galerii Mokotów, kupiłam cudną mini spódniczkę podfruwajkę w granatową kratę. Zła dziewczynka! Teraz myślę do czego mi pasuje. Nie wiem. Ale zważywszy, że odcięłam metki, to pewnie coś wymyślę. Czy będę wyglądać rewelacyjnie? Nie wiem.
Po tym przydługim wstępie, który wydaje się zwiastować smutny koniec noworocznych postanowień z  obowiązkowym wieczornym podjadaniem lodów przed telewizorem na pociechę, napiszę, że nie mam wcale zamiaru się poddawać. Jedna wpadka to nie wpadka, parafrazując moją mamę (w oryginale: "Jeden feler to nie feler. Sto felerów to jest feler!" Co tyczyć się miało zdaję się męskich charakterów). Nie liczę, że stanę się wyznawczynią six items, albo jak Gok Wan stworzę idealną garderobę z dwunastu rzeczy (włączając buty i biżuterię!), ale wciąż wierzę, że kiedyś nadejdzie taki moment, w którym poranny wybór ubrania nie będzie okupiony przydługimi rozterkami przed szafą i skończę z rzeczami, które choć ładne, wcale nie sprawiają, że czuję się komfortowo w swojej skórze.
Wszystkim zainteresowanym, skąd mi się wzięło to rewolucyjne podejście, polecam polskie blogi o minimalizmie.

6 komentarzy:

  1. Zgadzam się w zupełności, też by mi się przydało takie zminimalizowanie garderoby. Czuję się przytłoczona powszechnym obowiązkiem "stylizowania się". Z czułościa wspominam czasy kiedy do wakacyjnego plecaka pakowałam kilka koszulek, parę jeansów, bojówki i kostium kąpielowy. Jaka to była wspaniała wolność!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio robiłam generalne porządki ubraniowe i kiedy wyrzuciłam wszystko na łóżko okazało się, że mam tego o wiele, wiele za dużo. No, dużo w każdym razie. Na zakupy ubraniowe na razie szlaban, ale kiedy go cofnę, pewnie też wrócę do domu z jakąś praktyczną inaczej spódniczką - więc świetnie Cię rozumiem. Jedyne pocieszenie takie, że jest naprawdę mało rzeczy, które sama sobie kupiłam, a których nie noszę (lub przynajmniej przez pewien czas nie nosiłam). PS Bez związku z Walentynkami - póki co, postanowiłam kupić (i jej używać) czerwoną szminkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Minimalizm do jeden z głównych trendów w tym roku;-) ale to raczej jeśli chodzi o fasony, niż o ograniczanie zakupów - nikt w branży mody nie będzie sobie strzelał samobója;-)
    Ja też staram się ograniczać, choć głównie z braku miejsca i garderoby;-) niż innych szlachetniejszych pobudek.

    OdpowiedzUsuń
  5. święte słowa. powtarzam je sobie przed każdą wypłatą, a potem... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy ostatnio zrobiłam porządek w szafie, wyrzuciłam (do kontenera PCK, żeby nie było) ogromną torbę ubrań. Ważyła dobrych parę kilogramów i mieściła w sobie niezliczone ilości ciuchów, które kupiłam w lumpeksie pod wpływem chwili. A bo tanie. Wolę nie myśleć, ile pieniędzy w nich utopiłam :)

    OdpowiedzUsuń